Ostatnim razem (w 23. odcinku) opowiedziałam Wam kto wynalazł lody oraz jaką drogę przebyły od uwielbianego przez starożytnych władców śniegu polanego miodem, po dostępne w każdym osiedlowym sklepiku wielosmakowe lody na patyku czy w rożku. Tym razem zabieram Was za ocean, aby opowiedzieć Wam, w jaki sposób lody wpłynęły na bieg historii nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale i całego świata.
W tym odcinku usłyszycie lodowym uzależnieniu jednego z najważniejszych prezydentów USA, pływającej lodziarni amerykańskiej armii w czasie II wojny światowej oraz wielkim sporze z lodami w roli głównej.
Pierwsza reklama lodów w USA – źródło
Amerykański żołnierz z lodami – źródło
Baked Alaska – źródło
Bombe Glacee – źródło
Przygotowywanie lodów z pomocą maszynki do lodów Nancy M. Johnson
Zostań Patronem – dołóż swoją cegiełkę!
TRANSKRYPCJA
Ostatnim razem opowiedziałam Wam kto wynalazł lody oraz jaką drogę przebyły od uwielbianego przez starożytnych władców śniegu polanego miodem, po dostępne w każdym osiedlowym sklepiku wielosmakowe lody na patyku czy w rożku. Jeśli wcześniej nie słyszeliście tej opowieści, to zachęcam Was do nadrobienia 23. Odcinka podcastu ZMACZNEGO, w którym usłyszycie wiele zaskakujących faktów.
A teraz, proszę zapiąć pasy, odsłonić okna i przełączyć telefony na tryb samolotowy, bo udajemy się za ocean, aby dowiedzieć się, w jaki sposób lody wpłynęły na bieg historii Stanów Zjednoczonych oraz świata.
Najciekawsze historie opowiada się przy stole. Nazywam się Małgosia Zmaczyńska i zabiorę Cię w niezwykłą podróż kulinarną. Zmacznego!
Z informacji, które znalazłam wynika, że pierwsze wzmianki o lodach w Ameryce pojawiły się jeszcze zanim powstały Stany Zjednoczone. Pisał o nich w liście z 1744r. jeden z gości gubernatora Maryland Williama Bladena, który został nimi poczęstowany na przyjęciu. Biorąc jednak pod uwagę, że owy gubernator zmarł w 1718 roku, zastanawiam się, dlaczego list został napisany tyle lat po jego śmierci. Z kolei inne źródła wskazują, że list pochodził z 1700 roku, co miałoby znacznie więcej sensu. Niemniej coś jednak musi być na rzeczy, ponieważ były to czasy, kiedy w Ameryce dominowali kolonizatorzy z Europy, w której lody cieszyły się już znaczą popularnością, stąd wcale nie dziwi chęć odwzorowania przepisu na nowym lądzie.
Choć dokładny moment pojawienia się lodów w Stanach może budzić wątpliwości, pewne jest, że już pod koniec XVIII w. były one podawane jako deser po posiłku. Wzmianka na ich temat pojawiła się w książce Mary Smith „The Complete Housekeeper & Cook” w 1770r. Jednak co ciekawe, słowo wzmianka nie jest przypadkowe, ponieważ informację o lodach znajdziemy w rozdziale poświęconym waflom, a dokładnie stożkach waflowym. Chociaż współcześnie kojarzą się nam one przede wszystkim, a może i wyłącznie z lodami, kiedyś serwowano w nich również rozmaite musy i kremy owocowe.
W tym samym roku w Nowym Jorku powstała pierwsza lodziarnia założona przez włoskiego imigranta Giovanniego Bosio. Niestety nie udało mi się odnaleźć na jej temat żadnych, bardziej szczegółowych informacji, co oznacz, że nie znajdziemy już tego miejsca na mapie miasta.
Chociaż wiele osób wciąż błędnie wierzy, że reklama to wymysł współczesności, jej korzenie sięgają równie odległych czasów, co lodów. A ponieważ wiadomo, że jest ona dźwignią handlu, to w 1774r. skorzystał z niej Filippo Lenzi, założyciel firmy cukierniczo-cateringowej, który jako pierwszy zareklamował lody publicznie.
Zamieścił on w nowojorskiej gazecie ogłoszenie, które rozpoczął następującymi słowami
„Właśnie przybył z Londynu Monsieur Filippo Lenzi, cukiernik, który produkuje i sprzedaje kandyzowane owoce, brandy, makarony, galaretki, drażetki, każdy rodzaj słodyczy, z jęczmieniem, białym lub brązowym cukrem, produkty mrożone i owoce.”
Trzy lata później, 19.05.1777r., w New York Gazette Mercury, zamieścił on kolejne ogłoszenie, w którym podziękował swoim klientom za dotychczasowy patronat i poinformował o przeprowadzce na Hanover Square. Na koniec dodał, że lody będą tam dostępne prawie codziennie.
Robiło to tym większe wrażenie, że co warte zaznaczenia, w tym czasie lody były zazwyczaj przygotowywane wyłącznie na specjalne zamówienie ograniczonej klienteli.
Lody były początkowo czymś, na co mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi. Ich produkcja wiązała się z wysokimi kosztami. Należało posiadać przynajmniej jedną krowę, której mleko lub śmietana nie byłyby na sprzedaż. Ponadto potrzebna była dość dużych ilości cukru (pochodzącego z importu), a także soli (również importowanej). Wytwarzanie lodów wymagało również lodu, który musiał zostać wycięty na rzece w zimie i umieszczony w lodowej chałupie w nadziei, że zachowa się do lata (w większości domów nie byłoby lodowej chaty). Wreszcie, robienie lodów wymagało sporych nakładów pracy, a większość rodzin nie mogła sobie pozwolić na to, by członek rodziny lub sługa „zmarnowali” się na tak „niepoważne danie”.
Jak sami słyszycie lody były smakołykiem, na który mogli pozwolić sobie wyłącznie najzamożniejsi. Do ich grona, bezsprzecznie, należał najważniejszy człowiek w kraju, pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, George Washington. Źródła nie są ze sobą zgodne, co do miejsca, w którym po raz pierwszy spróbował on mroźnego deseru. Nie ulega natomiast wątpliwości, że natychmiast podbiły one jego serce oraz kubki smakowe.
Dowodem na to może być fakt, że George Washington posiadał w swojej posiadłości w Mount Vernon specjalną maszynę do robienia lodów oraz pełne wyposażenie w postaci specjalnych łyżek, pojemników oraz 36 małych kubeczków, zwanych ice pots, w których serowano lody, których konsystencja była znacznie bardziej płynna niż znanych nam dziś lodów. W archiwalnych dokumentach możemy znaleźć informację, że tylko jednego lata prezydent wydał na lody 200 dolarów (równowartość dzisiejszych 5000 dolarów). Trudno się jednak dziwić, skoro lody stanowiły nieodzowny element prezydencki obiadów czwartkowych. (Nie, to nie przypadek, że również ja spotykam się z Wami w czwartki.).
Kiedy następnym razem będziecie rozpływać się (nie, nawiązanie do zmiany stanu skupienia nie jest przypadkowe) nad smakiem Waszych lodów, pomyślcie sobie, że prawdopodobnie to właśnie nad tym deserem zapadały decyzje, które zadecydowały o przyszłości Stanów Zjednoczonych. Dlaczego?
Ponieważ również trzeci prezydent, Thomas Jefferson miał wielką słabość do lodów. Spróbował ich po raz pierwszy we Francji, gdzie przebywał jeszcze jako sekretarz stanu. Z Europy przywiózł do swojej posiadłości w Monticello specjalną maszynę, dzięki której mógł cieszyć się smakiem ulubionych lodów również na miejscu. Podobno opracował nawet 18-stopniową recepturę, która obejmowała m.in. ręczne ubijanie żółtek, cukru i śmietany.
To również on zapoczątkował zwyczaj serwowania lodów podczas bankietów w Białym Domu. Jeden z gości zauważył, że kulki zamrożonej substancji w osłonach z ciepłego ciasta, wykazujące ciekawy kontrast, jakby lód właśnie został zabrany z pieca. Chociaż nazwa pojawiła się kilkadziesiąt lat później, była to prawdopodobnie protoplasta dzisiejszej Baked Alaski. Cóż to takiego? Podążając za Wikipedią: Baked Alaska to deser przyrządzony z zapieczonych lodów ułożonych na spodzie ciasta biszkoptowego lub puddingu, dodatkowo przykryty pianą jajeczną ubitą z cukrem. Ułożone na lodach produkty tworzą warstwę izolacyjną, chroniącą je przed roztopieniem. Zapiekanie powinno trwać bardzo krótko – jedynie tyle, ile potrzeba na ścięcie piany w bezę. Nazwa została wymyślona w nowojorskiej restauracji Delmonico w 1876 na cześć świeżo nabytego terytorium amerykańskiego – Alaski.
Lodowa tradycja w Białym Domu była kultywowana również za kadencji 4. Prezydenta Jamesa Madisona, dzięki jego żonie Dolly Madison. Usłyszała ona o niezwykle popularnej w Wilmingtonie firmie cateringowej prowadzonej przez Panią Jeremiah Shadd (znaną również jako Ciocia Saliie Shadd). Była ona wyzwoloną czarną niewolnicą, która zasłynęła wśród lokalnej społeczności swoim lodowym deserem składającym się z mrożonej śmietany, cukru i owoców.
Pani Madison postanowiła spróbować chwalonej przez wszystkich potrawy. Tak mocno przypadła jej do gustu, że deser ten zaserwowano na drugim balu inauguracyjnym jej męża w 1813r., a także stał się oficjalnym poczęstunkiem w Białym Domu. Lody te nazwano bombe glacee, ponieważ kształtem przypominały… bombę.
W internecie (szczególnie anglojęzycznym) znajdziemy wiele różnych przepisów na przygotowanie tego deseru. Ogólna zasada jest taka, żeby okrągłe lub półokrągłe naczynie wyłożyć np. folią spożywczą a następnie utworzyć warstwę zewnętrzną (np. z pokruszonych ciastek, biszkoptów, bez itp.), która przykryje lody. Następnie tak przygotowaną potrawę wkłada się do zamrażalnika i chłodzi przez kilka godzin. Po tym czasie otrzymujemy imponujący deser lodowy, który kształtem przypomina ciasto. Na polskich stronach również funkcjonuje podobne dania – bombowiec. Jednak w tym przypadku zamiast lodów, w środku możemy znaleźć krem lub galaretkę.Ostatnim prezydentem, który przysłużył się popularyzacji lodów był Ronald Reagan, który ustanowił lipiec narodowym miesiącem lodów.
Regionem w USA, szczególnie mocno związanym z lodami jest Filadelfia, która już na początku XIX w. została uznana za ich stolicę. To właśnie tam produkowano najwięcej lodów oraz prowadzono popularne lodziarnie, czyli tzn. domy lodowe sprzedające mroźny przysmak. Również w tym rejonie narodziły się lody „Philadelphia”, czyli lody waniliowe bez dodatku jajek. Dzięki ich braku, cały proces produkcji można skrócić do zaledwie 30 minut. To z kolei sprawia, że jedząc je można cieszyć się świeżością, niemożliwą do uzyskania w przypadku lodów tradycyjnych, których nie można zjeść tego samego dnia, co zostały wyprodukowane.
Z Filadelfią wiążą się również dwa ważne, dla historii lodów w Stanach Zjednoczonych, nazwiska. Pierwsze z nich to Augustus Jackson, Afroamerykanin, który uznawany jest za twórcę nowoczesnej produkcji lodów. Jemu też Amerykanie zawdzięczają liczne przepisy z 1832r., w których opracował specjalne mieszanki składników. Po porzuceniu pracy szefa kuchni w Białym Domu, przeprowadził się do Filadelfii, gdzie wciąż wymyślał i produkował lody.
Drugą osobą, którą znają wszyscy miłośnicy mrożonych słodyczy w USA jest Nancy M.Johnson, która według niektórych źródeł pochodziła z Filadelfii. To właśnie ona wywarła, prawdopodobnie, największy wpływ na rozpowszechnienie lodów wśród Amerykanów. W 1843 r. złożyła patent na ręczną zamrażarkę do lodów (której podstawowa konstrukcja jest używana do dziś).
Jej wynalazek znacznie uprościł cały proces i sprawił, że każdy mógł cieszyć się smakiem lodów w zaciszu swojego domu, tym bardziej, że wkrótce sól kamienna, nazywana solą lodową, stała się tanim surowcem.
No dobrze, ale co ma sól do słodkiego deseru?
Jeśli słuchaliście wcześniejszego odcinka, to prawdopodobnie pamiętacie, że pod wpływem soli, lód który otaczał pojemnik z przygotowaną masą, szybciej topniał, jednocześnie przenosząc swoją temperaturą na zawartość pojemnika.
Na tej samej zasadzie opierała się maszynka opracowana przez Nancy M. Johnson. Wewnątrz wiadra umieszczano puszkę, w której znajdowała się masa, czyli przyszłe lody. Resztę wiadra wypełniano lodem i sól. Ich kontakt z wewnętrznym wiadrem spowiał, że cienka warstwa mleka zamarzła wewnątrz pojemnika. Obracająca się łopatka, kręcona korbą, zdrapywała zamrożone mleko i pozwalała nowej warstwie zamarznąć.
Jeśli jesteście ciekawi, jak to w praktyce wyglądało, to zajrzyjcie na stronę zmacznego.com. Znajdziecie tam nie tylko filmik, na którym przy pomocy maszynki powstają lody, ale również wiele ciekawych zdjęć rzeczy, o których w tym momencie opowiadam.
Osobą, o której również warto wspomnieć jest Jacob Fussel, właściciel sklepu mleczarskiego, który pewnego dnia 1851 r. całkowicie odmienił swoje życie.
Zauważył on bowiem, że w przeciwieństwie do mleka, trudno jest mu przewidzieć popyt oraz podaż na śmietanę, przez co często zostaje z jej nadwyżką. Postanowił więc, że zamiast wyrzucać, zacznie ją przerabiać… na lody. Wkrótce po udanych próbach, otworzył pierwszą komercyjną fabrykę lodów w Seven Valleys w Pensylwanii, skąd pociągami wypełnionymi lodem, wysyłał je do Baltimore. Bardzo szybko odniósł sukces, dzięki czemu rozpoczął masową produkcję, co pozwoliło obniżyć koszty. To z kolei sprawiło, że lody stały się bardziej dostępne wśród niższych klas i szybko osiągnęły ogromną popularność.
Zaledwie 5 lat później Fussll dostarczał już swoje wyroby do Waszyngtonu, Bostonu oraz Nowego Jorku, gdzie również w niedługim czasie otworzono linie produkcyjne.Kilkadziesiąt lat później, na rogu ulic Hillen i Exeter w Baltimore Towarzystwo Historyczne Maryland wzniosło tablicę na cześć Jacoba Fussella, ogłaszając Baltimore „miejscem narodzin przemysłu lodowego”. Podczas uroczystości rozdano dziesięć tysięcy darmowych kubeczków lodów.
W życiu niewiele jest rzeczy stałych, jednak jest jedna, która nie zna ograniczeń – miłość, a szczególnie miłość do jedzenia, o czym szczególnie mocno przekonali się Amerykanie w czasie drugiej wojny światowej.
Podczas I wojny światowej wojsko potrzebowało wystarczającej ilości jedzenia, aby walczyć, dlatego również cywile byli zmuszeni ograniczyć swoje racje żywieniowe. Produktem, który rząd uznał za nieistotny były lody, a co za tym idzie cukier, który trafiłby do ich produkcji, został skierowany gdzie indziej, pomimo próśb przemysłu lodziarskiego. Sytuacja zmieniła się drastycznie w ciągu następnych dwóch dekad, gdy Amerykanie zwrócili się do lodów podczas Prohibicji jako substytutu alkoholu, a następnie podczas Wielkiego Kryzysu jako rzadkiej przystępnej cenowo uczty. Lody kojarzyły się z amerykańskim stylem życia. Kiedy więc USA przystąpiły do II wojny światowej, lody ruszyły z nimi.
W 1942 r., kiedy Japończycy zestrzelili USA Lexington, drugi co do wielkości lotniskowiec w arsenale marynarki wojennej, załoga porzuciła statek, ale zanim do tego doszło, włamała się do zamrażarki i zjadła wszystkie lody. Ci, którzy przeżyli, opisują nabieranie lodów do hełmów i zlizywanie ich do czysta przed opuszczeniem się na Pacyfik.
Dla każdego pilota uratowanego z wody przez niszczyciela eskorty, lotniskowce dawały mniejszym statkom nagrodę w postaci dwudziestu galonów lodów. Prasa donosiła, że priorytetem w zakresie zamówień wojskowych były lody, słodycze, napoje bezalkoholowe, guma do żucia i wyroby tytoniowe. Wszystkie te produkty uważano za istotne dla utrzymania morale żołnierzy.
Aleee to nie wszystko. W 1945 r. Marynarka Wojenna zleciła, na zachodnim Pacyfiku, budowę pierwszych na świecie „pływających lodziarni”. Tak, dobrze słyszycie – pływających lodziarni! Salon był barką z betonu chłodniczego. Nie miała ona silnika, dlatego była holowana przez inne statki. W ciągu 7 minut pływające lodziarnie były w stanie wyprodukować 10 galonów lodów, co daje jakiej 37 litrów. Ich budowa kosztowała milion dolarów. Jednak czym są pieniądze w stosunku do zadowolenia żołnierzy, którzy w czasie trwającej wojny mogli cieszyć się smakiem ukochanych łakoci?
Warto jednak pamiętać, że wojna to przede wszystkim czas niedoborów i związanych z nimi ograniczeń wśród cywilów. Dlatego w czasie jej trwania, rząd był zmuszony racjonować zużycie mleka i cukru, używanych do produkcji lodów. Zaraz po zakończeniu wojny i zniesieniu kontroli nad spożyciem produktów mlecznych, Ameryka świętowała swoje zwycięstwo… lodami. W 1946 r. Amerykanie zjedli ponad 20 litrów lodów na osobę.
Tak pokrótce wygląda historia lodów w USA. No właśnie, lodów. Przyznacie, że jest to bardzo ogólne stwierdzenie, pod którym mogą mieścić się zarówno czekoladowe na patyku, miętowe w wafelku jak i z owocami i bitą śmietaną w pucharku. Czas przyjrzeć się kilku najpopularniejszym lodom, które zawładnęły Ameryką. Pominę jednak lody sprzedawane na gałki oraz soft serve, czyli nasze włoskie, ponieważ o nich opowiadałam już we wcześniejszym odcinku.
Popsicle, w Polsce za ich odpowiednik możemy uznać lizaki lodowe, ale na patyku. Powstały one, jak większość wynalazków, przez przypadek. W 1905 r. jedenastoletni Frank Epperson wsypał do szklanki z wodą sproszkowaną oranżadę i energicznie zamieszał ją drewnianym patyczkiem. W pewnym momencie coś odwróciło jego uwagę i pozostawił na ganku, przygotowany przez siebie napój na całą noc. W tym czasie temperatura spadła poniżej zera, zamieniając oranżadę w kawałek lodu.
Następnego dnia, chłopak przypomniał sobie o porzuconym napoju, lecz zamiast go wyrzucić, z pomocą drewnianego patyczka wyciągnął go z kubeczka i zaczął… lizać. Zachwycony swoim wynalazkiem, szybko zaczął częstować nim swoich przyjaciół. Jednak dopiero 18 lat później, w 1923 r. po raz pierwszy postanowił pokazać swoje dzieło szerszej publiczności i pod nazwą „Epsicle” sprzedaje je w parku w Alamedzie w stanie Kalifornia. Chociaż nazwa Epsicle była połączeniem nazwiska Epperson oraz słowa icicle (ajsikąl), czyli „sopel”, nie przypadła ona do gustu dzieciom Franka, które określały je mianem Pop’s ‘sicle, czyli „sople taty” i tak już zostało. Obecnie firma sprzedaje 2 miliardy lodów rocznie.
Inna ciekawa historia wiąże się z lodami Eskimo Pie. Eskimo Pie to batonik z lodami waniliowymi w twardej czekoladzie zawinięty w folię. Ten pyszny batonik nie zostałaby wymyślony, gdyby nie jeden niezdecydowany chłopiec. Christian K. Nelson był właścicielem małego sklepu ze słodyczami w pobliżu liceum, w którym pracował jako nauczyciel.Był rok 1920, pewnego dnia jego sklep odwiedził mały chłopiec. Był w trakcie kupowania lodów, gdy w pewnym momencie, po dłuższej chwili zastanowienia, postanowił kupić tabliczkę czekolady. Nelson zapytał go, dlaczego nie kupił obu. Chłopiec odpowiedział: „Jasne, że chcę ich obu, ale dostałem tylko 5 centów”. Przez kilka tygodni po tym incydencie Nelson pracował przez całą dobę, eksperymentując z różnymi metodami, aby utrzymać stopioną czekoladę na mrożonym kremie. W końcu odkrył, że najlepszym rozwiązaniem jest masło kakaowe, które doskonale przylega.
Natychmiast wyprodukował 500 sztuk lodów, które nazwał I-Scream bars, co było bardzo sprytną grą słów, ponieważ w tym przypadku I scream nie było pisane jako ice cream, a I scream, czyli ja krzyczę. Lodowe batony okazały się hitem na pikniku strażackim w lokalnej wiosce, a Nelson zaczął szukać firm, które wyprodukowałyby jego nowy produkt. Rok później on i partner Russel Stover (który już był odnoszącym sukcesy cukiernikiem) zgodzili się podzielić równomiernie wszelkie zyski ze sprzedaży słodyczy, których nazwę zmieniono na Eskimo Pie. Po pierwszej reklamie nowego produktu w Iowa sprzedali 250 000 ciast w ciągu 24 godzin! Do 1922 r. 2700 firm sprzedawało Eskimo Pie, w łącznej wysokości 1 miliona dziennie. Obecnie firma przeszła w posiadanie Nestle.
Historia firmy, o której chcę opowiedzieć Wam na koniec również rozpoczęła się w 1920 roku w Youngstown w Ohio. To właśnie tam cukiernik Harry Burt stworzył polewę czekoladową, która świetnie współgrała i przylegała do lodów. Zapytana o to, jak jej smakują, córka Harrego odpowiedziała, że są pyszne, ale jedząc je zbyt łatwo się ubrudzić.
Syn Burtona zasugerował, aby wsadzić do lodów drewniany patyczek, który posłuży za rączkę i dopiero wtedy zamrozić. Cukiernik posłuchał jego rady i tak narodziły się lody The Good Humor. Nazwa nawiązywała do założenia, że czyjś humor bezpośrednio wiąże się z nastrojem, w jakim jest jego podniebienie. Niedługo później Burton zakupił 12 samochodów dostawczych z agregatami chłodniczymi, które zwabiały klientów charakterystyczną melodyjką. Co ciekawe pierwsze zestaw dzwoneczków pochodził z kołyski jego syna.
W styczniu 1922 r. Burt złożył wniosek o udzielenie patentów, które zostały przyznane dopiero w październiku 1923 r., Urząd patentowy uznał bowiem, że Good Humor są zbyt podobne do Eskimo Pies. Patent został przyznane dopiero wtedy, gdy jego syn, Burt Jr. udał się do Waszyngtonu z próbkami, aby wykazać różnicę. Przyznane patenty dotyczyły sprzętu i procesu wytwarzania lodów na patyku, ale nie samego produktu.
W tym okresie Frank Epperson rozpoczął sprzedaż lodowych lizaków na patyku i założył Popsicle Corporation. Sześć miesięcy po tym, jak Popsicle otrzymał patent w sierpniu 1924 r., Good Humor pozwał Popsicle Corporation, a do października 1925 r. firmy rozstrzygnęły sprawę pozasądowo. Popsicle zgodził się zapłacić Good Humor opłatę licencyjną na produkcję lodowych lizaków i sorbetów, a Good Humor zastrzegł sobie prawo do wytwarzania kremowych lodów na patyku.
Harry Burt zmarł w 1926 r., a dwa lata później wdowa po nim, sprzedała swoje udziały firmie Midland Food Products Company, której właścicielem była grupa biznesmenów z Cleveland.
Zainteresowanie lodami było tak ogromne, że w latach 50. Flota powiększyła się do 200 samochodów! Do lat 60. w ofercie znajdowało się aż 85 różnych rodzajów łakoci. W 1976r. Good Humor zdecydowało się skupić na sprzedaży lodów w sklepach i wyprzedało swoje ciężarówki, każdą w cenie od tysiąca do trzech tysięcy dolarów.
Przez lata The Good Humor kilkakrotnie zmieniało swojego właściciela, przeistaczając się z rodzinnego interesu w wielką korporację. Obecnie jej właścicielem jest firmy Unilever.
Ach zapomniałabym… The Good Humor ma swojego odpowiednika w Polsce i jest nim… Algida! Jednak zanim pobiegniecie do sklepu po Big Milka, albo Magnuma, aby oddać hołd Panu Burtonowi, warto dodać, że sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Bowiem Algida, jaką znany wywodzi się z Włoch, lecz już np. jej brytyjski odpowiednik Walls, w którego ofercie znajdziemy te same lody co w Polsce, swoje początki miał w sklepie mięsnym w Londynie, ale to już zupełnie inna historia.
Podeślijcie podcast największym lodożercom, których znacie i wspólnie wybierzcie się na lody, aby uczcić ich wpływ na losy świata. Jeśli macie jakiś temat okołokulinarny, albo produkt o który chcielibyście abym opowiedziała w podcaście, napiszcie do mnie na Instagramie: zmaczne.go, na Facebooku: podcast radioaktywny/zmacznego lub wyślijcie maila: podcastradioaktywny@gmail.com
Pamiętajcie również aby wpaść na zmacznego.com, gdzie znajdziecie wiele ilustracji rzeczy, o których opowiadałam w podcaście.
Źródła:
10best.com/interests/food-culture/the-long-strange-tale-of-ice-cream-in-america/
mentalfloss.com/article/64474/first-ice-cream-ad-ever
ecreamery.com/the-history-of-ice-cream-in-america.html
whatscookingamerica.net/History/IceCream/IceCreamHistory.htm
farmersalmanac.com/where-did-ice-cream-come-from-2484
bassettsicecream.com/our-history-1
goodhumor.com/us/en/home.html
youtube.com/watch?v=RyeVAiFfh8M
theatlantic.com/health/archive/2017/08/ice-cream-military/535980/
popsicle.com/our-story
amhistory.si.edu/archives/d8553.htm
en.wikipedia.org/wiki/Good_Humor
Utwory wykorzystane w podcaście:
Santorini 2 – Vibe Mountain
Bongo Madness – Quincas Moreira
My Achy Heart Audio – Hertz
Empty Hearted Man – The 126ers
Sunny Looks Good on You – Midnight North
Down with Paradise – Norma Rockwell
Michigan Greens – Dan Lebowitz