Koronę antybohatera 2020r. otrzymuje… koronawirus. Zaraza, która pozamiatała… nas z ulic i zrobiła to, co dotychczas wydawało się niemożliwe… sprawiła, że nagle wszyscy, jak jeden małż, staliśmy się zagorzałymi miłośnikami przyrody i spacerów po lesie.
Słowem – nieźle się nawyprawiało.
O czym już doskonale wiecie, więc nie będę Wam mówiła #zostańwdomu ani myjcie ręce – tym bardziej, że to powinniście już wiedzieć z KLANU.
Zamiast tego przypomnę Wam czasy, kiedy korona miała zupełnie inne konotacje i stanowiła obiekt pożądania. Ubierzcie się ładnie. Zabieram Was do Anglii, na audiencję u Elżbiety II.
Z tego odcinka dowiecie się m.in:
– Jak wyglądają przyjęcia wyprawiane przez Elżbietę II?
– Czym Królowa poczęstowała Donalda Trumpa podczas uroczystego bankietu?
– Jaki produkt jest zakazany w Pałacu Buckingham?
– Jakie kulinarne fanaberia ma książę Karol?
– Dlaczego Lewis Hamilton wywołał skandal podczas obiadu u Królowej?
– Dlaczego siedząc przy stole z Monarchinią MUSISZ obserwować jej torebkę?
Zostań Patronem – dołóż swoją cegiełkę!
TRANSKRYPCJA
KORONA… przyznacie, że w ostatnim czasie nie ma najlepszego pijaru.
I wcale nie mam tutaj na myśli:
Korony Kielce;
Korony królów, mimo, że radzi sobie niewiele lepiej.
Ani też Piwa Corona, choć trzeba przyznać, że z jej pijarem również nie jest za dobrze.
Koronę antybohatera 2020r. otrzymuje… koronawirus. Zaraza, która pozamiatała… nas z ulic i zrobiła to, co dotychczas wydawało się niemożliwe… sprawiła, że nagle wszyscy, jak jeden małż, staliśmy się zagorzałymi miłośnikami przyrody i spacerów po lesie.
Słowem – nieźle się nawyprawiało.
O czym już doskonale wiecie, więc nie będę Wam mówiła #zostańwdomu ani myjcie ręce – tym bardziej, że to powinniście już wiedzieć z KLANU.
Zamiast tego przypomnę Wam czasy, kiedy korona miała zupełnie inne konotacje i stanowiła obiekt pożądania. Ubierzcie się ładnie. Zabieram Was do Anglii, na audiencję u Elżbiety II.
Najważniejszymi przyjęciami wydawanymi przez Królową, oczywiście poza koronacją czy ślubami, są bankiety państwowe, czyli State banquets. Zazwyczaj wyprawia się je w sytuacji, kiedy Pałac odwiedzają głowy innych państw. Jeśli oglądaliście The Crown, to być może pamiętacie odcinek, kiedy księżna Małgorzata poleciała za ocean, aby załatwić starszej, mniej rozrywkowej, siostrze zastrzyk gotówki dla osłabionego budżetu. Dzięki litrom wypitego alkoholu, dziesiątkom niegrzecznych żartów i tańcom na stole podczas oficjalnego bankietu wyprawionego przez prezydenta – misja zakończyła się sukcesem i w ten oto, dość niekonwencjonalny, sposób – równie urocza co kontrowersyjna – Małgorzata poprawiła stosunki dyplomatyczne i załatwiła wsparcie finansowe od USA.
W dużym uproszczeniu, właśnie po to wyprawia się te bankiety – dla poprawy lub umocnienia stosunków dyplomatycznych.
Wśród gości, oczywiście poza głową innego państwa lub innym wysoko postawionym przedstawicielem rządu oraz licznymi członkami Rodziny Królewskiej (nie powiem Wam, czy tyczy się to również Meghan i Harrego), w przyjęciu uczestniczą także brytyjscy politycy i czołowe postacie z innych dziedzin, a także cenieni obywatele z gościnnego kraju, na co dzień mieszkający w Wielkiej Brytanii. Więc jeśli mieszkacie na Wyspach, nie byliście karali, mówicie dzień dobry sąsiadem i dbacie o higienę osobistą, istnieją szansę, że kiedy następnym razem prezydent Polski spotka się z Królową – otrzymacie list z Hogwartu… wróć, z Buckingham z zaproszeniem.
Zanim jednak zamówicie Ubera pod pałac, spójrzcie raz jeszcze na zaproszenie, ponieważ niektóre bankiety są wyprawiane w zamku Windsor w Berkshire. Co prawda oba te miejsca dzieli, jak sprawdziłam, 35 km, które przy dobrych wiatrach moglibyście nadrobić w jakieś 40 minut, to jednak nie warto ryzykować. Dlaczego?
Ponieważ powstała w 1914r. sala balowa w pałacu Buckingham może pomieścić około 170 osób. Dlatego lepiej zarezerwować sobie nieco więcej czasu, aby później w popłochu nie szukać swojego miejsca.
Planowanie tego typu uroczystości rozpoczyna się nawet rok wcześniej. Gdy tylko wszystkie zaproszone osoby potwierdzą swoją obecność, Master of the Household zaczyna rozmyślać nad usadzeniem gości. Jeśli kiedykolwiek wyprawialiście imprezę, na której miały się zjawić dwie zwaśnione osoby, z pewnością zdajecie sobie sprawę, że dopilnowanie, aby ich ścieżki w żadnym momencie się nie skrzyżowały – jest nie lada wyzwaniem. Jak więc radzi sobie nasz Mistrz Gospodarstwa Domowego? Robi to przy pomocy 2,5 metrowej makiety oraz karteczek z imionami gości. Kluczem do sukces jest dokładna analiza, które osoby spotkały się wcześniej i mogą chcieć usiąść obok siebie, a także w jakich językach się porozumiewają, żeby problemy komunikacyjne nie zakłóciły przyjęcia.
Cztery miesiące przed bankietem zespół rozpoczyna polerowanie zastawy – 5 500 srebrnych oraz 2,5 tysiąca szklanych obiektów. Na uwagę zasługuje fakt, że personel jest starannie wyszkolony w zakresie konserwacji, a czyszczenie odbywa się za pomocą tradycyjnych narzędzi – szczoteczki z końskiego włosia dla srebrnej zastawy oraz ze świńskiego włosia do marmurowych rzeźb.
W dniu bankietu, od godziny 8 rano, trwają intensywne prace. Sala jest przystrajana kwiatami, a stoły są ustawiane w kształcie podkowy. Królowa i jej honorowy gość usiądą przy górnym stole. Jako znak szacunku dla gości, na stole lądują najcenniejsze elementy zastawy liczące setki lat. Po kolei są układane: złożone serwetki, następnie po sześć sztuk sztućców na gościa oraz noże do masła, dwanaście wiader lodu, prawie 120 solniczek, około 300 talerzy obiadowych i ponad 1100 szklanek.
Stop. 300 talerzy i 1100 szklanek? A czy ta sala nie miała pomieścić około 170 osób. Punkty za czujność, jednak nie za przyłapanie mnie na nieścisłościach.
Trzeba bowiem pamiętać, że królewskie posiłki swoją nazwę zawdzięczają nie tylko tytułowi osoby, która je wydaje. One po prostu są robione… na bogato!
Bankietowy posiłek składa się z czterech dań. Podczas gdy pierwsze i drugie danie – zwykle ryby, a następnie mięso – podawane są na posrebrzanych talerzach, pudding i owocowe desery podawane są na porcelanie. Każdy gość ma do dyspozycji sześć kieliszków (sic!): na wodę, wino czerwone i białe, wino deserowe, szampan i porto, oraz kilkanaście sztućców. O tym, co z tym fantem począć, pogadamy nieco później.
Menu jest wybierane przez samą Królową spośród czterech, które zaprezentują jej szefowie kuchni. I to również Królowa, przed rozpoczęciem bankietu, osobiście sprawdza przygotowania – zastawę, muzykę czy kwiaty.
Srebrne sztućce, droga porcelana, potrawy zatwierdzone przez Elżbietę II – wszystko pięknie, ale być może w Waszych głowach właśnie zaświeciła się ostrzegawcza lampeczka. A co, jeśli wezmę gryza łososia i okaże się… za mało doprawiony?! Czy na wszelki wypadek warto zapakować mini solniczkę do torebki lub kieszeni w smokingu?
Spokojnie, spokojnie. Obiecałam Was porządnie przygotować na audiencję, więc już uspokajam.
Pomimo najznamienitszych królewskich szefów kuchni, przewidziano, że na Sali mogą znaleźć się marudy (tak, Królowa gościła u siebie Donalda Trumpa) i na stolach stoją solniczki, a nawet – uwaga – musztarda! (Może to właśnie Anglikom zawdzięczany powiedzenie „musztarda po obiedzie”? Bo w końcu, kto do polskiej mizerii i ziemniaków dodawałby musztardy?). W każdym razie – Elżbieta II oraz książę Edynburga przy swoim stole mają własne naczynie z musztardą i solą, natomiast w przypadku reszty gości, przypada jeden pojemniczek na cztery osoby. I tu ciekawostka, uwaga możliwe jest wręcz obliczenie na jaką powierzchnię przypada jedna solniczka! Co? No słuchajcie, nie jesteście na pierwszej lepszej prywatce, ale na domówce u Królowej wszystkich królów. Wszystko musi więc być idealne, dlatego pomiędzy kolejnymi miejscami zachowanych jest mniej więcej 45 cm (18 cali), które odmierzane są przy pomocy specjalnej miarki.
Ile czasu powinniście zarezerwować sobie dla Eli?
Kolacja zwykle trwa godzinę i 20 minut. Pod koniec posiłku, 12 dudziarzy krąży po pokoju – tradycję tę zapoczątkowała królowa Wiktoria – a goście udają się na kawę. Z kolei sala balowa przywracana jest do stanu pierwotnego w ciągu dwóch godzin.
Zanim jednak wypuszczę Was do wielkiego świata, warto abyście dowiedzieli się nieco więcej o brytyjskiej monarchii, z kulinarnej strony.
Podpunkt pierwszy – jedzenie
Przyznacie, że to dość kluczowe zagadnienie, szczególnie w momencie, kiedy wybieramy się na bankiet. Och już nie udawajcie, że na bankiety chodzi się po to, aby poznawać ludzi. Wszyscy wiemy, że chodzi o to, żeby się najść – dobrze i co ważniejsze – za darmo.
Poza głównymi posiłkami, spożywanymi w sali balowej, serwowane są również canapes. Powiedziałaś kanapki? Nie – canapes, choć właściwie u nas są to tzw. kanapki bankietowe. Słowo canapes zostało zapożyczone z języka francuskiego, bo dla przypomnienia w Anglii możemy zjeść sandwich. W jednym z filmików, które obejrzałam przygotowując się do tego odcinka, usłyszałam, że w przygotowanie tych kanapeczek jest zaangażowanych aż 20 kucharzy, którzy w 3 dni robią ich… uwaga, uwaga… 15000 tysięcy. Zastanawiacie się, co robią z tymi wszystkimi, które zostaną po przyjęciu? Oni się nie zastanawiają, bo cały zapas schodzi w dosłownie kilka godzin.
Na początku przyjęcia każdy z Was otrzyma broszurę ze szczegółami dotyczącymi muzyki, menu oraz miejsca, w którym siedzicie. Zobaczmy więc jakich potraw możecie się spodziewać.
Na bankiecie państwowym wydanym z okazji wizyty Donalda Trumpa w 2019r., podano:
1. Gotowany na parze filet z halibuta z musem z rukwi wodnej, zielonymi szparagami i sosem z trybuli (jest to roślina o delikatnym smaku anyżu i pietruszki)
2. Comber jagnięcy, z owiec z własnej hodowli, nadziewany ziołami, z wiosennymi warzywami i sosem z porto.
3. Stawberry sable (sejbyl) z kremem z werbeny cytrynowej, czyli dwa okrągłe kawałki bardzo kruchego ciasta (pochodzącego z Francji, nie mylić z ciastem francuskim) przedzielone kremem i ozdobione truskawkami.
4. Na koniec wybór świeżych owoców oraz kawa i petit fours (foor), czyli znów z języka francuskiego – różne ciastka bankietowe.
Takimi smakołykami podjęto prezydenta Stanów Zjednoczonych. Czym Was poczęstuje Królowa, tego nie wiem. Wiem natomiast, czego raczej nie spodziewajcie się znaleźć na stole.
Myślę, że zarówno pierwsza jak i druga rzecz, może być niemałym zaskoczeniem, ale tylko na początku.
Skorupiaki. Żadnych homarów, krabów czy krewetek. A szkoda, bo przecież krewetki podsmażone na masełku z czosnkiem to danie królów! Okazuje się, że tylko w teorii, ponieważ czosnku, a przynajmniej w większych ilościach również nie uświadczycie
COOOOOOOO?!
Żebyście mogli nieco ochłonąć po tych druzgocących informacjach, zaczniemy od skorupiaków. Pomimo ich niewątpliwych walorów smakowych, rodzina królewska, a w szczególności Elżbieta II muszą się obejść smakiem, ze względu na wysokie ryzyko zatrucia pokarmowego. Przy tak napiętym grafiku, jaki ma Królowa, nawet krótka niedyspozycyjność stanowiłaby poważny problem. Lecz o ile Monarchini restrykcyjnie przestrzega tej zasady, jej syn – książę Karol, od czasu do czasu oddaje się kulinarnym rozkoszom.
Skoro już przy zatruciach jesteśmy, warto wspomnieć o jeszcze jeden rzeczy, która właśnie z tych względów jest zakazana. Jeśli kiedykolwiek do Waszych drzwi zapuka Kate, książę William lub ktokolwiek inny z rodziny królewskiej i zziajany poprosi Was o szklankę wody – jeśli macie tylko kranówkę – przegraliście. Zbyt duże ryzyko, aby osoby tej rangi ugasili nią pragnienie. Lepiej od razu lećcie do sklepu za rogiem po butelkę mineralnej.
A teraz to, czego królowa nie lubi najbardziej, czyli czosnek. Choć „nie lubi” to może za mało powiedziane – gardzi czosnkiem. Cóż, o gustach się nie dyskutuje i jeśli Elżbieta II nie chce jeść czosnku, ma do tego pełne prawo. Szkopuł w tym, że wraz z nią nie może go jeść cały Pałac. A przynajmniej podczas bardziej oficjalnych uroczystości lub posiłków spożywanych w większym gronie. Jako główny powód tej (bolesnej dla wielu członków Rodziny) decyzji podaje się – unikanie dyskomfortu podczas prowadzonych rozmów, który mógłby zostać wywołany, przez daleki od przyjemnego, oddech po czosnkowej potrawie.
I trzeba przyznać – w tym szaleństwie jest metoda.
Skoro już jesteśmy przy upodobaniach – wiem, że czekacie na jakieś dziwne zachcianki niczym tylko zielone M&Ms’y czekające na gwiazdę rocka po koncercie w garderobie. Naszą gwiazdą rocka możemy uznać księcia Karola, który uwielbiam jajka na miękko – gotowane DOKŁADNIE cztery minuty. Nie róbcie oczu kota ze Shreka, jeśli gotowaliście je 3 lub 5 minut. Nic tym nie wskóracie, chwytajcie lepiej za nowy garnek i jajko.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy księciu Walii. Poza tym, że jest wielkim miłośnikiem jajek ma on jeszcze jedną miłość (i nie wcale, nie mam teraz na myśli Kamili). Można by powiedzieć, że był eko a także zero waste, zanim ktokolwiek zaczął jeszcze używać tego sformułowania. Choć cała rodzina królewska odżywia się zdrowo i naturalnie szczególnym orędownikiem tego podejścia jest właśnie Karol. Jeszcze w czasach, kiedy żyła Diana, jako para zwracali szczególną uwagę na to, żeby jedzenie, które trafia na ich talerze było pełnowartościowe i złożone w pełni ze świeżych składników. Zasada ta dotyczyła wszystkiego – od warzyw i mięsa po makaron, a nawet lody.
Trzeba jednak zauważyć, że prawdopodobnie my również mielibyśmy podobne przykazanie w naszym kulinarnym dekalogu, gdybyś posiadali grządki pełne soczystych pomidorów, krzaki uginające się od truskawek, a nawet hektary terenów, na których moglibyśmy sami upolować zwierzynę. Chociaż co do ostatniego, nazwijmy to „przywileju” mam spore wątpliwości. Książę Karol jednak ich nie ma i uwielbia jeść dziczyznę, którą sam upolował.
Zejdźmy jednak z księcia Walii, bo On i tak nie miał łatwego życia. I porozmawiajmy lepiej o bąbelkach, a dokładniej szampanie. Słowem wprowadzenia – niedawno w moim domu rodzinnym pojawił się Moet. Ponieważ tej rangi trunek nieczęsto gości w tym samym pomieszczaniu co ja, wzięłam do ręki butelkę i zaczęłam się jej bardzo uważnie przyglądać. W pewnym momencie zobaczyłam napis: MOET & CHANDON BY APPOINTMENT TO HER MAJESTY QUEEN ELIZABETH II
Pierwsza myśl – dziwneee. Przecież to nie jest produkt Brytyjski, więc dlaczego podlizują się Królowej. Drugiej myśli już nie było. Po prostu wróciłam do pracy nad podcastem i booom!
Trafiam na informację o Royal Warrant Appointment, czyli cytując za Wikipedią: dokument zaświadczający, że otrzymujący go podmiot gospodarczy regularnie dostarcza dobra bądź świadczy usługi brytyjskiej rodzinie królewskiej.
I nagle wszystko, poza fizyką kwantową, stało się jasne. Królowa spożywa Moeta, podobnie jak wiele innych produktów, które znajdziemy w supermarketach!
Być może zastanawiacie się, kto decyduje o tym, które firmy trafią na tę prestiżową listę.
Obecnie poza królową Elżbietą II, uprawnienie to przysługuje jej mężowi – Filip, książę Edynburga oraz synowi Karol, książę Walii .
Jak dalej możemy przeczytać na Wikipedii:
Royal warrant nadawany jest na okres do pięciu lat. Na rok przed upływem tego terminu, dokument poddawany jest kolejnemu rozpatrzeniu, co decyduje o jego wznowieniu.
Jak już wspomniałam na liście tej znajduje się wiele firm, których produkty nie stoją na najwyższych półkach. Jeśli jesteście ciekawi, jakie to marki, a także jak wygląda codzienny jadłospis Elżbiety II – posiłek po posiłku, drineczek po drineczku – zapraszam Was do tego, abyście sięgnęli po nowym numer SHEro – magazynu, który stworzyłam z grupą wspaniałych dziewczyn pod koniec zeszłego roku. To właśnie najnowsze wydanie, które dziś (jeśli słuchacie podcastu w dniu premiery – 27.04.2020) ujrzało światło dzienne, było inspiracją do nagrania tego odcinka. Na ponad 80 stronach podejmujemy temat korony z przeróżnych stron – mody, motoryzacji, sztuki, dietetyki, społeczeństwa – co więcej, w numerze tym znajdziecie również wywiad z samą królową – podcastów Asią Okuniewską, także bardzo serdecznie Was zapraszam do czytania. Magazyn znajdziecie na stronie shero (pisane jako hero, tylko z s na początku) – magazine.pl
Skoro wiecie już mniej więcej, czego możecie spodziewać się na stole – czas przejść do kolejnego punktu.
Podpunkt 2 – etykieta
Chyba nie myśleliście, że pozwolę Wam minąć Panów w śmiesznych czapkach i przekroczyć bramy Pałacu Buckingham, bez znajomości podstaw królewskiej etykiety.
Zasada 1.
Nie rzucacie się na popisowe dzieło szefa kuchni, dopóki Królowa nie zacznie jeść.
Zasada 2.
Nie panikujcie na widok tych wszystkich sztućców, wbrew pozorom – szczególnie dla nas, Europejczyków – nie jest to takie skomplikowane. Widelce po lewej ; noże oraz łyżka – po prawej stronie talerza są ułożone w takiej kolejności, w jakiej powinniście z nich korzystać. Zaczynając od najbardziej zewnętrznych. Wspomniałam, że dla Polaków zachowanie dobrych manier nie będzie tak trudnym zadaniem, ponieważ na co dzień – tutaj nas pochwalę – poprawnie używamy sztućców! Co to oznacza? Widelec trzymamy w lewej, a nóż w prawej ręce i to nie zmienia się w czasie całego posiłku. Czekaj, czekaj. A jak miałoby się zmieniać?
Nie wiedziałam, dopóki nie zagłębiłam się w temat, dlaczego amerykańskie strony poświęcają temu zagadnieniu tak dużo miejsca. Okazuje się jednak, że przeciętny Amerykanin. Najpierw chwyta za sztućce w taki sam sposób jak my. Kroi kawałek (przy okazji przypomnienie, widelec wbijamy w część, która następnie wyląduje w naszej buzi, a nie w ten, który zostanie na talerzu – wiem, brzmi zawile, ale równie zawiłe są manewry, które niektórzy wykonują na swoich talerzach). Wracając do Amerykanów. Po ukrojeniu kawałka, odkładają oni nóż, przenoszą widelec do prawej ręki i dopiero teraz kierują upolowaną zdobyć w stronę ust.
Choć komentarze zza oceanu wskazują, że to my robimy niezłe kombinacje z widelcem – mam pewną wątpliwość.
Zasada 3.
Jeśli musisz na chwilę odejść od stołu, nie sygnalizuj tego, niech zrobią to Twoje sztućce.
Wypiliście za dużo winka i chcielibyście zrobić w organizmie miejsce na kolejne kieliszki? Hej hej! Zawartość tych kieliszków, nie szkło! Bez głupich pomysłów.
W tej sytuacji skrzyżujcie sztućce na talerzu (widelec zębami do góry) i udajcie się w ustronne miejsce.
Natomiast w sytuacji, gdy pomimo wielkich chęci, nie przełkniecie już ani gryza – ułóżcie sztućce w prawej dolnej części talerza na 10:20.
Zasada 4.
Palce przy sobie, czyli popijają herbatkę w czasie V o’clock nie wystawiajcie małego palca. Pozwólcie mu zostać obok pozostałych czterech kumpli.
Zasada 5.
Nawet jeżeli kochacie F1, nie bądźcie jak Lewis Hamilton! Kierowca w 2015r. wywołał skandal… dobra bez przesady. Słowo „skandal” z pewnością krzyczałoby z nagłówków, jednak w praktyce było to po prostu naruszenie etykiety pałacu.
Cóż, że uczynił tenże Jegomość?
A no odezwał się do Królowej w nieodpowiednim momencie. Jaki jest zatem odpowiedni moment, zapytacie? A to już zależy od tego, po której stronie Waszej Wysokości siedzicie.
Królowa w czasie trwania pierwszego posiłku, zawsze najpierw przemawia do swojego honorowego gościa, który siedzi po jej prawej stronie. Według informacji, które znazłam w internecie – podobnie robią inne panie na przyjęciu, w pierwszej kolejności zagadują towarzysza siedzącego po prawej stronie – to by oznaczało, że goście są usadzani naprzemiennie: kobieta, mężczyzna. Przestrzeganie tej zasady pozwala zachować starannie zaaranżowaną choreografię, która ma zachęcać do konwersacji.
A co z naszym Lewisem? Jak już się pewnie domyślacie, chłopak siedział po niewłaściwej stronie, to znaczy niewłaściwej do rozmów przy rybie.
Zasada 6.
Nawet jeśli na co dzień niespecjalnie interesują Was torebki, w czasie nasiadówy u Elżbiety II, nie odwracajcie wzroku od jednej z 200 torebek marki Launer, które Królowa ma w swojej kolekcji. To, gdzie w danym momencie znajduje się torebka – jest informacją, co zaraz się wydarzy. Jeśli w czasie rozmowy z Wami, Królowa położy swoje, wart tyle złota, ile z pewnością nie ma w Waszym skarbcu, cacko na podłodze.
Wiedzcie, że coś się dzieje i to nic dobrego. Torebka na podłodze oznacza, że musicie popracować nad swoim small talkiem, bo Królowa ma już dość Waszego towarzystwa i opowiadań o nowym projekcie, nad którym pracujecie. Za chwilę podejdzie do Was kobieta, która wybawi Monarchinię z opresji. Wszystko obędzie się przy wymianie uśmiechów i w pełni kurtuazji.
Załóżmy jednak, że odrobiliście lekcję z prowadzenia miłych pogawędek i Głowa Wielkiej Brytanii uległa Waszemu urokowi. Czy to oznacza, że nie musicie już z obawą spoglądać na torebkę. Absolutnie nie! Każdy gość powinien zważać na ten element garderoby do samego końca. Dlaczego?
Ponieważ jeśli torebka wyląduje na stole, oznacza to, że macie nie więcej niż piąć minut, aby dojeść deser i opróżnić kieliszek, który przez Waszą nieuwagę wciąż stoi pełny. Ale nie martwcie się, Ela to super kobieta i specjalnie trzyma na talerzy mały kawałek, żeby dać Wam kilka dodatkowych minut na przełknięcie bezy.
Ok. Wiecie już, że musicie przyspieszyć jedzenie, kiedy torebka Królowej pojawi się na stole, jakiego szampana możecie spodziewać się w jednym ze swoich sześciu kieliszków, a także w czym tkwi sekret Waszego wciąż świeżego oddechu po królewskiej uczcie. Jesteście już prawie gotowi, żeby wkroczyć na salony. Pozostaje ostatnia kwestia.
Podpunkt 3. Prezent. Czy pomimo tego, że Królowa ma wszystko, no może poza szczęśliwą i zgodną rodziną, wciąż jest coś, co warto przynieść w prezencie?
Mówią, że rodzina królewska może przyjmować prezenty od prywatnych rezydentów o wartości mniejszej niż 150 GBP, czyli niecałych 800 zł. Jednak zamiast kosztownych (rzecz jasna dla Waszego, nie ich portfela) upominków, zachęca się do podarków takich jak: kwiaty, książki (jestem przekonana, że Kuba Wojewódzki przyniósłby autobiografię) czy jedzenie. W tym przypadku ważne są dwie kwestie. Pierwsza ilość – zachowajcie umiar, ale też nie żałujcie słodyczy Królowej. Ile więc ciasteczek upiec? Wystarczająco dużo, żeby posilili się również książę i księżna, ale też nie tyle, żeby poczęstować wszystkich zaproszonych gości. Z kolei druga sprawa, to właściwie przestroga. Nie zdziwcie się, jeśli po przyjęciu Królowa nie zadzwoni do Was rozpływając się nad smakiem Waszego wypieku, prosząc o przepis. Może się bowiem okazać, że wcale ich nie próbowała. W końcu nie je się rzeczy przygotowanych przez nieznajomych szczególne, gdy jest się Głową nie jednego Państwa.
Ale nie martwcie się. Być może Wasze ciastka godne gwiazdki Michelin, a przynajmniej aprobaty ze strony babci, wcale nie trafią do kosza. Jak już ustaliliśmy wcześniej, Windsorowie wyznawali zero waste, zanim to było modne. Dlatego jest duża szansa, że wypiek trafi do służby, która… przez lata przywykła do jadalnych prezentów.
Dziadek Elżbiety II, Jerzy V, zapoczątkował tradycję, która trwa do dziś. Z okazji Bożego Narodzenia, każdy z jego pracowników był obdarowany świątecznym puddingiem. Jak wspomniałam, zwyczaj ten trwa nadal, choć w nieco… unowocześnionej formie. Służba w pałacu, policja królewska, pracownicy urzędu pocztowego – łącznie około 1500 osób otrzymuje świąteczny pudding od członków rodziny królewskiej. Początkowo zaopatrywano się w nie w Fortnum & Mason – brytyjskim luksusowym domu towarowym, zlokalizowanym w Londynie, przy ulicy Piccadilly. Jednak podobno obecnie, zakupy są robione w… Tesco.
Teraz nie mam najmniejszych wątpliwości, że macie już wszystkie niezbędne informację, aby królować na parkiecie w Sali balowej oraz oczarować wszystkich nienagannymi manierami przy stole. W oczekiwaniu na Waszego Ubera, to znaczy karocę, pozwólcie, że jeszcze chwilę dotrzymam Wam towarzystwa i opowiem historię w sam raz na dzisiejsze czasy – czasy niepewności i przez moment pustych półek w sklepach.
Jak podczas największych kryzysów – czyli pierwszej oraz drugiej wojny światowej, radziła sobie królewska kuchnia?
Szef kuchni, Darren McGrady, który przez 15 lat był osobistym kucharzem Elżbiety II oraz Księżnej Diany i Księcia Karola, zdradził, że wspomniany przy okazji świątecznych puddingów – Król Jerzy V (dziadek królowej) wprowadził elevenses (elewenzys) – czyli przekąski, które nieprzypadkowo mają w swojej nazwie liczbę 11.
Przekąska ta spożywana w okolicach godziny 11 była pomysłem Króla na walkę z niedoborami żywności spowodowanymi I wojną światową. Miała ona najczęściej postać zupy i dzięki niej, kiedy przychodziła pora głównego posiłku, pracownicy nie byli już tak głodni i zjadali mniej.
Z kolei z problemami II wojny światowej musiał zmierzyć się następca Jerzego V, Jerzy VI – ojciec Elżbiety II. W tym czasie 70% żywności w Wielkiej Brytanii pochodziło z importu. Wszyscy jednak pamiętamy z lekcji historii, że Anglia była celem licznych bombardowań zarówno powietrznych, jak i morskich, a to właśnie tą drogą na wyspę trafiało najwięcej towarów. Zasoby kraju były niewielkie, dlatego Król zdecydował się wprowadzić reglamentację żywności. Z pamiętników z tamtego okresu, które udało mi się odnaleźć, wynika, że tygodniowa racja dla osoby dorosłej wynosiła: 1 jajko, 2 uncje dżemu, 8 uncji mięsa, 5 uncje boczku, 2 uncje herbaty, 2 uncje masła, tyle samo smalcu i margaryny, 3 litry mleka, 3 uncje cukru oraz 1-2 uncje sera. Dzieciom przysługiwała połowa racji dorosłych. Dla przypomnienia – 1 uncja to 28 gramów. Oczywiście tak duże restrykcje dotyczyły zwykłych obywateli. Monarchia miała się lepiej, bo jak wspominałam wcześniej, zdecydowana większość produktów pochodzi z ich własnych upraw oraz hodowli. Dieta jednak różniła się od dzisiejszej. Obfitowała w warzywa i buliony, co zaowocowało nowymi daniami, które do dziś goszczą na królewskim stole. Darren McGrady wspominał, że czytał kiedyś o jednym z ówczesnych szefów pałacu, który robił wiejską zapiekankę, w której było warzywami w sosie warzywnym i ziemniakami puree na wierzchu, więc było to coś w rodzaju wegetariańskiego jedzenia, na którym żyli w porze lunchu.
Żebyście jednak jadąc na bankiet nie pozostali z dość ponurą wizją wojennych trudów, zakończę moją opowieść tym, co kochają wszyscy, czyli pieskami, ale nie byle jakimi – królewskimi Corgi.
O tym, że Elżbieta II miała w swoim sercu specjalne miejsce dla tych uroczych czworonogów, chyba nie musze przekonywać. Co ciekawe, większość z nich pochodziła od jednego Corgi o imieniu Susan. Królowa dostała Susan w prezencie na swoje 18. urodziny, a kiedy ostatnia z linii Susan – czternastej generacji Willow – zmarła w 2018 r., Elżbieta II zadecydowała się zaprzestać hodowli, ponieważ nie chciała, aby którykolwiek z futrzaków ją przeżył. Miłość do tej rasy objawiała się także w posiłkach, które specjalnie dla zazwyczaj gromadki 12 corgisów, przygotowywali nadworni kucharze. Podawano im naprzemienne wołowinę, kurczaka, jagnięciny lub mięso z królika, gotowane i siekane, aby upewnić się, że nie ma kości. W niektóre dni dodawano także ryż lub kapustę. Królowa karmiła je osobiście, po herbacie
Elżbieta II jest jednak znana nie tylko z miłości do psów, ale również koni. Darrena McGrady’ego w jednym z wywiadów opowiedział, że jednym z pierwszy zadań, jakie otrzymał po rozpoczęciu pracy w królewskiej kuchni, było obieranie marchewek dla koni Królowej. Wbrew pozorom to wcale nie było błahe zajęcie – gdyby koń ugryzł palce Królowej miałby ogromne problemy. Dlatego marchewka musiałaby wystarczająco długa, aby najważniejsze paliczki w państwie były bezpieczne.